Tragedia, jaka rozegrała się w jednym z domów w Puszczykowie, wstrząsnęła całą Polską. Z rąk męża i ojca miała zginąć 29-letnia kobieta oraz dwie córki. Sprawca złożył obszerne zeznania i usłyszał już zarzuty. Okazuje się, że Serhii T. był świetnym kucharzem, który szkolił się pod okiem najlepszych restauratorów na świecie.
Klaudia Kierzkowska: Razem z mężem adoptowała pani trzy dziewczynki. Dwie starsze są biologicznymi siostrami. Dlaczego zdecydowała się pani na adopcję? Paulina Jagieła-Śliwińska: Myśl o adopcji towarzyszyła nam od zawsze. Moim marzeniem, już od najmłodszych lat, była duża rodzina. Zawsze chciałam mieć dzieci biologiczne, ale także i adoptowane. Jestem osobą, która lubi pomagać i zmieniać życie innych osób na lepsze. Pamięta pani moment, w którym zadzwonił telefon z ośrodka? Pamiętam, jakby to było wczoraj. Dzień wcześniej rozmawiałam z kolegą z naszej grupy adopcyjnej. Rozmawialiśmy, że jest tyle chętnych par, które chcą adoptować dziecko, że zapewne czas oczekiwania będzie jeszcze bardziej wydłużony. Następnego dnia, kiedy byłam w pracy i miałam wyciszony telefon, zauważyłam, że mąż kilkukrotnie próbował się do mnie dodzwonić. Przeczytałam wiadomość: „Dzwonili z ośrodka adopcyjnego! Mamy dwie córeczki!”. Oddzwoniłam od razu. Płakałam, cieszyłam się, głos mi drżał, ręce się trzęsły. Myślę, że podobne emocje towarzyszą kobietom, które dowiadują się, że są w ciąży. Zdecydowanie się na adopcję dziecka jest chyba jedną z trudniejszych decyzji w życiu. Jak rozpoznała pani, że jest na to gotowa? Walka o biologiczne potomstwo trwała kilka lat. Choć z jednej strony wiedziałam, że chcę adoptować maluszka, to z drugiej nie byłam na ten krok gotowa psychicznie. Bardzo ważne jest, by przejść tzw. „żałobę” po dziecku biologicznym, czyli pogodzić się, że nie zostaniemy rodzicami biologicznymi. Adopcja nie jest w zastępstwem rodzicielstwa biologicznego. Adopcja to przede wszystkim możliwość obdarowania miłością dziecka, które zostało bardzo skrzywdzone. I to właśnie dziecko, powinno być na pierwszym miejscu. Nie my. Jak na wiadomość o adopcji zareagowali najbliżsi? A może w ogóle nie brała pod uwagę pani zdania innych? Zawsze powtarzam, że każdy z nas jest odpowiedzialny za własne życie. Zdanie innych jest dla nas bardzo ważne, ale nie jest kluczowe. Rodzina była, jest i będzie dla nas czymś wyjątkowym. Bardzo dużo rozmawiamy, rozwiązujemy wspólnie problemy, mamy w sobie ogromne wsparcie. Tak zostaliśmy wychowani, takie wartości przekazali nam rodzice. Decyzję o adopcji podjęliśmy z mężem sami, rodzinę poinformowaliśmy już po pierwszym spotkaniu w ośrodku. Widzieliśmy w ich oczach łzy szczęścia. Zaakceptowali naszą decyzję całkowicie. Paulina Jagieła-Śliwińska z mężem i córkami /fot. archiwum prywatne Jakie warunki trzeba spełnić, jakie trzeba mieć cechy, by móc adoptować dzieci? Najpierw musimy mieć pewność, że jesteśmy gotowi na podjęcie tak ważnej decyzji. Adopcja to przede wszystkim akceptacja dziecka, które miało trudne dzieciństwo i często posiada ogromny bagaż życiowy. Przyszli rodzice adopcyjni powinni mieć bardzo dużo cierpliwości. Same procedury adopcyjne składają się z kilku etapów. Najpierw przechodzimy kwalifikację wstępną, spotkania, rozmowy z psychologiem, sprawdzanie warunków mieszkaniowych. Bardzo ważna jest również dokumentacja, wszelkie zaświadczenia o niekaralności, od lekarza, o zarobkach, opinie z zakładu pracy. Potem podchodzimy do testów psychologicznych. Na samym końcu bierzemy udział w szkoleniu na rodziców adopcyjnych. Dopiero wtedy trafiamy na listę rodzin oczekujących na maluszka i czekamy na ten najważniejszy dla nas telefon. Cierpliwość jest podstawą. Najpierw adoptowali państwo dwie starsze córeczki, siostry, a potem najmłodszą. Jak dziewczynki zareagowały na nowego członka rodziny? Ich radość i miłość w oczach, która pojawiła się, gdy tylko ujrzały swoją młodszą siostrę, jest nie do opisania. Gdy zaczęliśmy pomału wprowadzać je w temat rodzeństwa, dziewczyny nie mogły doczekać się spotkania z siostrą. Co chwilę pytały, czy już dziś przywieziemy Marysię, czy nie jest smutna, czy ma się do kogo przytulić, czy nie jest głodna, czy jest jej ciepło. Najmłodsza dziewczynka jest chora. Nie bała się pani takiego „wyzwania”? O Marysi dowiedzieliśmy się na jednym z portali społecznościowych, szukano rodziny adopcyjnej dla kilkutygodniowej dziewczynki. Marysia urodziła się z rozszczepem kręgosłupa na odcinku lędźwiowo-krzyżowym ze współistniejącym wodogłowiem. Już wtedy pojawiła się również informacja, że sprawność Marysi będzie zaburzona, że prawdopodobnie będzie jeździła na wózku i nie będzie mogła samodzielnie chodzić. „Wyzwanie” było ogromne. Pojawił się niepokój – czy damy radę, ale z drugiej strony pojawiła się taka pewność i ciepło w sercu, że kto jeśli nie my? My nie damy rady? Przecież to maluszek, który owszem, potrzebuje sporo opieki, ogromnego zaangażowania, ale przede wszystkim potrzebuje miłości, czyli mamy i taty. Miłość nie zna granic. Skoro jest dziewczynka, która pragnie być kochana, a w nas są ogromne pokłady miłości, to co? Mamy skreślić maleństwo tylko dlatego, że jest chore? A kto da mi pewność, że urodziłabym całkowicie zdrowe dziecko? Miłość to miłość. Kocha się bezwarunkowo. Jak szybko wytworzyła się między wami więź? Któraś z dziewczynek miała problemy z zaakceptowaniem nowej sytuacji? Z Marysią nie było problemu, bo adoptowaliśmy ją, gdy miała kilka tygodni. Najtrudniej było z naszą najstarszą córeczką. Miała sporo zaburzeń jeśli chodzi o takie „zdrowe” nawiązywanie więzi. Niby czuliśmy, że się do nas przywiązuje, ale była gotowa pójść za każdym, kto się do niej uśmiechnie, kto zrobi jej kanapkę czy przytuli. One nie wiedziały, czym jest miłość rodzicielska. Nigdy nie były na pierwszym miejscu u mamy czy taty. Nie były świadome, że w obecności rodziców można czuć się bezpiecznie, że nie zabraknie im jedzenia, że będą miały czyste, wyprasowane ubrania. Były nauczone tylko tego, że muszą „jakoś” przetrwać, i że muszą dbać o siebie wzajemnie. Ufały tylko sobie. Teraz cały czas pracujemy nad przywiązaniem, nad budowaniem więzi. Nie obawiała się pani, nie miała gdzieś z tyłu głowy, że może nie obdarzyć taką pełną i bezgraniczną miłością niebiologicznych dzieci? Takie myśli pojawiały się, zanim jeszcze podjęliśmy ostateczną decyzję o adopcji. Jednak za chwilę pojawiała się myśl, że skoro mój mąż kiedyś był dla mnie obcym człowiekiem, a kocham go tak bardzo, to dlaczego mam nie pokochać dzieci. Więzy krwi nie są czymś najważniejszym. Adopcja jest pięknym rodzajem rodzicielstwa „nie z brzuszka, lecz z serduszka”. Czytałam sporo książek o adopcji. Często pojawiały się w nich historie rodziców adopcyjnych, którzy opowiadali, że miłość do dzieci pojawiła się dopiero po jakimś czasie. Nie musi to być taka „miłość od pierwszego wejrzenia”. Czasami potrzebny jest czas. U nas było troszkę inaczej. Gdy tylko zadzwonił ten wyczekiwany telefon, zakochaliśmy się w naszych cudach. Jeśli chodzi o Marysię, zakochaliśmy się w niej, gdy tylko ją ujrzeliśmy w szpitalu. Nasze serca zabiły mocniej, wiedzieliśmy, że to jest właśnie to. Teraz często zapominam, że ich nie urodziłam. Choć macierzyństwo jest przepiękne, oprócz blasków są i cienie. Co panią miło zaskoczyło, a co rozczarowało podczas wychowywania dzieci? Tak sobie pani wyobrażała bycie mamą? Macierzyństwo nie jest łatwe. Jest piękne, ale naprawdę niełatwe. Wymaga ogromnej pracy, odpowiedzialności, podejmowania decyzji, które mają ogromne znaczenie. Jeśli chodzi o naszą najmłodszą córeczkę to również walka. Każdego dnia walczymy o jej sprawność. Jednak walka ta sprawia, że doceniamy każdy element naszego życia, za które jesteśmy naprawdę wdzięczni. Rozczarowanie? Chyba jedynie osobami, które uważają, że dzieci adoptowane to gorsze dzieci, z czym się całkowicie nie zgadzam. Tak bardzo czekałam za na nasze kruszynki, na ten śmiech, hałas, a nawet i bałagan. Nie jest trochę tak, że dzieciom adoptowanym pozwala się na więcej, by wynagrodzić im ich ciężkie dzieciństwo? W rodzinie zastępczej powiedzieli nam jedno bardzo ważne zdanie: „Pamiętajcie, dzieci te nie są biednymi dziećmi. Znaleźli mamę i tatę”. Dzieci adoptowane mają swoją historię, swój bagaż doświadczeń. Ale też bardzo ważne jest, by w miarę możliwości jak najszybciej rozpocząć „normalne” życie. By uczyć podstaw życia, szacunku do drugiego człowieka. Pozwalając dziecku na „więcej” możemy spowodować, że straci poczucie bezpieczeństwa. Dzieci czują się bezpiecznie wtedy, gdy czują wyznaczone granice, gdy są wprowadzone podstawowe zasady. Zdarzają się sytuacje, w których dziewczynki dopytują o swoich biologicznych rodziców, czy całkowicie o nich zapomniały i ich nie wspominają? Gdy nasze córki trafiły do rodziny zastępczej, młodsza z nich miała rok, natomiast starsza dwa latka. Myślę, że nie pamiętają rodziców, jednak przypominają sobie na pewno niektóre sytuacje. Podczas wyjazdów zawsze zabierają ze sobą plecaczek, pakują chociaż jedną zabawkę, aby czuć, że dom jest blisko. W rodzinie biologicznej często były zaniedbywane, również w kwestii jedzenia. Na początku, gdy do nas trafiły, chciały jeść tyle, by najeść się na zapas. Obecnie staramy się je przekonać, że świat jest dobry, a rodzinie można zaufać. Jeszcze długa droga przed nami, bo zostały bardzo mocno zranione. Spotykacie się z niemiłymi komentarzami związanymi z adopcją? Jeśli chodzi konkretnie o naszą adopcję, to usłyszałam ostatnio: „Niech pani uważa, to są bardzo problemowe dzieci i nie ma w nich ani trochę wdzięczności. Geny to jednak geny, tego się nie oszuka.” My jesteśmy innego zdania. Wiemy, że jest przed nami jeszcze bardzo dużo pracy, ale będziemy walczyć, by nasze córeczki wyrosły na dobrych ludzi, by miały serce, które będzie wypełnione miłością. Nie muszą być wzorowymi uczennicami, mają wiedzieć, czym jest szacunek do drugiego człowieka i dobro. Stereotypy na temat adopcji były dla mnie motywacją, by stworzyć na Instagramie profil „adopcyjne_misiulaki”, który uświadomi inne osoby oraz udowodni, że rodzina adopcyjna może być naprawdę normalną rodziną, a dzieci adoptowane nie są gorsze od innych dzieci. Owszem, przeżyły bardzo dużo, ich psychika jest bardziej obciążona, ale to są naprawdę cudowne dzieci. Planują państwo jeszcze powiększyć rodzinę? To jest nasze marzenie. Zawsze chcieliśmy mieć bardzo dużą rodzinę, która będzie opierać się na miłości, pomocy, wzajemnym zaufaniu. Skoro mamy już trzy córeczki, to może będzie nam dane mieć również synka.
Merida przedstawiona w filmie "Merida Waleczna". Matka wychowywała córkę, usiłując uczynić z niej perfekcyjną damę i królową, postępującą zgodnie z etykietą i tradycjami, chciała by córka poszła w jej ślady. Merida jednak, pragnęła przede wszystkim być sobą, być wolną, kierować się własnym sercem i nie przejmować
Większości dzieci słynnej Bony Sforzy zabrakło najważniejszego – macierzyńskiej miłości Faworyzowanie dwójki dzieci nie oznaczało, że trzy najmłodsze córki Bony były pogardzane czy że nie zaspokajano ich podstawowych potrzeb. Po prostu nie mogły liczyć na wiele więcej Kiedy Bona i Zygmunt gdzieś wyjeżdżali, królowa zawsze chciała mieć ze sobą Izabelę i Augusta. Młodszych dziewczynek nie wahała się pozostawiać pod opieką piastunek na długie miesiące Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Wydawałoby się, że przyjście na świat w siedzibie polskich królów i to w komnatach najjaśniejszej pani, było niczym lądowanie na puchowych pierzynach otulonych chłodnym jedwabiem poszewek. Brak macierzyńskiej miłości Maleństwo urodzone w takich okolicznościach mogło liczyć na piękne stroje, najlepsze potrawy i tabun rozpieszczających je piastunek. Cały problem w tym, że większości dzieci słynnej Bony Sforzy zabrakło najważniejszego – macierzyńskiej miłości. Kiedy małżonka Zygmunta Starego zaszła w pierwszą ciążę, wszyscy z niecierpliwością oczekiwali narodzin następcy tronu. Wszak po to właśnie Bona została sprowadzona z odległej Italii. Gdy nadszedł czas rozwiązania, monarchini powiła jednak córkę, Izabelę, na którą spojrzała jak na personifikację porażki. Królowa Bona według drzeworytu z 1521-r. Współcześni wierzyli, że to od silnej woli kobiety zależy płeć jej dziecka. Widocznie temperamentna Sforza starała się za mało. Sama też tak musiała myśleć. Mimo to pokochała Izabelę szczerze i głęboko. Potem, jako drugi, przyszedł na świat upragniony królewicz, Zygmunt August, który miał zapewnić ciągłość dynastii. Kolejne trzy córki nie miały już znaczenia. Anna, Zofia i Katarzyna były wszak tylko dziewczynkami. Oczko w głowie królowej Psychologowie dziecięcy twierdzą, że nierówne traktowanie rodzeństwa przez rodziców może powodować w przyszłości duże problemy emocjonalne. Bona nie zajmowała się lekturą książek o wychowaniu i nie przejmowała się zbytnio tym, że od samego początku faworyzowała dwójkę starszych dzieci. Sforzównę łączyła z nimi szczególna więź. Zygmunt August był oczkiem w głowie matki, wszak to jego pojawienie się na świecie ugruntowało jej pozycję jako królowej. Z kolei Izabelę Bona nazwała po własnej matce i od początku dopatrywała się w niej wyjątkowych cech. To faworyzowanie nie oznaczało, że trzy najmłodsze córki były pogardzane czy że nie zaspokajano ich podstawowych potrzeb. Po prostu nie mogły liczyć na wiele więcej. Kiedy Bona i Zygmunt gdzieś wyjeżdżali, królowa zawsze chciała mieć ze sobą Izabelę i Augusta. Młodszych dziewczynek nie wahała się pozostawiać pod opieką piastunek na długie miesiące, a nawet lata. Takie podejście miało swoje konsekwencje. Jak komentuje Małgorzata Duczmal, biografka Izabeli, "wśród dzieci królewskich powstały jakby dwa obozy – jeden tworzyli Izabela z Zygmuntem, a drugi trzy młodsze królewny". Królewska edukacja Bona przyjechała do Polski jako wszechstronnie wykształcona młoda kobieta, którą matka – wytrawna polityczka – przez lata przygotowywała do rządzenia. Co więcej żona Zygmunta Starego nie tylko doskonale odnajdywała się w świecie intryg i spisków, ale też otaczała się wesołym i gwarnym dworem, pełnym artystów oraz poetów. W takim środowisku wychowywały się królewskie dzieci. Od samego początku pewne było to, że Bona postara się dla nich o doskonałą edukację. Maria Bogucka, biografka Anny Jagiellonki zaznacza, że to dla Izabeli i Zygmunta Augusta sprowadzano najlepszych nauczycieli humanistów. Uczono ich nowożytnych języków obcych oraz dbano, by perfekcyjnie znali łacinę, która w ówczesnej Europie (a już szczególnie w Polsce) pełniła podobną rolę jak dziś język angielski. Ponadto dbano też o odpowiedni dobór lektur. Wychowując się na dworze matki, wszystkie dzieci Bony niemal automatycznie poznawały język włoski. Kronikarze raczej nie interesowali się edukacją młodszych córek, choć można śmiało przypuszczać, że pobierały one lekcje u preceptorów sprowadzonych dla starszego rodzeństwa. Za dowód możemy uznać podziw, jaki Zofia Jagiellonka wzbudziła na brunszwickim dworze swojego męża perfekcyjną znajomością łaciny. Choć Bona całą energię i uwagę poświęcała ukształtowaniu Izabeli i Zygmunta Augusta, w których widziała przyszłość domu Jagiellonów, nie zaniedbała chyba edukacji młodszych dzieci. Sama pochodziła z kraju, gdzie kobiety z rodzin arystokratycznych wszechstronnie kształcono. Gdyby jej własne córki, choćby niezbyt przez nią lubiane odebrały jedynie pobieżną edukację, stanowiłoby to dla niej ujmę. Królewny bez własnego dworu Królewskie córki nie mieszkały razem. Bona najstarszą Izabelę trzymała zawsze przy sobie, trzy pozostałe dziewczynki mieszkały z dala od niej. Małgorzata Duczmal komentuje ich status tymi słowy: Na tle ogólnie przyjętych w rodzinach królewskich obyczajów była to sytuacja nietypowa. Dzieci władcy zwykle posiadały odrębny dwór, który, choć był zdecydowanie mniejszy niż otoczenie koronowanych rodziców, przydawał im prestiżu. Nie oznaczało to jednak, że najmłodsze Jagiellonki żyły specjalnie skromnie czy wręcz ubogo. Foto: Domena publiczna Wyobrażenie Wawelu z końca XV wieku. Ilustracja z kroniki Hartmana Schedla. Jak pokazują rachunki dworskie, komnaty królewskich córek były urządzone bogato. Pełno w nich były drogich drobiazgów, czy religijnych symboli (kosztowne krucyfiksy i malowane złotem święte obrazki). Dworskie rozrywki Najciekawsze wydarzenia rozgrywały się niejako obok nich. Matka, która lubiła dworskie rozrywki, trzymała przy sobie Izabelę, nie przejmując się specjalnie młodszymi córkami. Gdy nad Krakowem pojawiało się widmo morowego powietrza, zabierała swoje potomstwo i chroniła w nieodległych Niepołomicach. Rodzice oddawali się swojemu ulubionemu zajęciu – łowom, a dzieci mogły spędzać czas na świeżym powietrzu, w otoczeniu Puszczy Niepołomickiej. Aby Anna, Katarzyna i Zofia mogły się trochę rozerwać, spędzając czas na Wawelu, sprowadzano dla nich z Włoch, jak wylicza Maria Bogucka, kości, warcaby, a także szachy, które stały się wówczas na europejskich dworach bardzo modne. Największą przyjemnością młodszych Jagiellonek wydawały się jednak haft, tkactwo, przędzenie i szycie. Foto: Domena publiczna Obraz Kazimierza Mireckiego: "Wprowadzenie muzyki włoskiej na dwór Zygmunta I przez Bonę". Królewny z czasem stały się biegłe w tych dziedzinach i własnoręcznie przygotowywały upominki dla najbliższych. Dostarczano im najlepszych materiałów, z których tworzyły swoje dziełka. Królewny miały do dyspozycji kosztowne tkaniny, złote i srebrne nici, wzory sprowadzane specjalnie dla nich z południa, a z czasem, gdy ich kunszt wzrastał, także perły i klejnoty. I tylko na zainteresowanie ze strony matki stale nie mogły liczyć. Bona nie pospieszyła do nich, nawet gdy na Wawelu wybuchł niszczycielski pożar, a królewny ogromnie najadły się strachu. Zainteresowała się oczywiście własnym, strawionym przez ogień majątkiem, ale przejrzawszy skarbiec i inwentarze, zaraz na nowo porzuciła straumatyzowane dzieci. Katarzyna, Anna i Zofia miały cały kolejny rok spędzić w Krakowie, podczas gdy matka bawiła na dalekiej Litwie. Traktowane jak jedna osoba W przeciwieństwie do Izabeli szybko wydanej za mąż za pretendenta do węgierskiego tronu sprawą przygotowania pozostałych córek do ożenku monarchini w ogóle się nie zainteresowała. Jeśli przebywała w towarzystwie córek, to tylko po to, by stanowiły dla niej atrakcyjną scenografię. I co ciekawe, zawsze traktowała je tak, jakby… były jedną osobą. Kupiła im trzy identyczne naszyjniki. Trzy takie same łańcuchy i tak samo skrojone kołnierze. Foto: Domena publiczna Katarzyna, Zofia i Anna według Lucasa Cranacha Młodszego "Nawet na znanej serii portretów rodziny Jagiellonów, wykonanej w warsztacie Łukasza Cranacha Młodszego, królewny wyglądają niemal identycznie" – podkreśla Kamil Janicki w biografii Bony Sforzy i Anny Jagiellonki. "Mają takie same suknie, takie same ozdoby, fryzury i nakrycia głowy. Nie jest to w żadnym razie wynik lenistwa malarza. Po prostu Bona bardzo się starała, by jej trzy córki wyglądały niczym trojaczki. To czyniło z nich perfekcyjne tło!" I na bycie czymkolwiek więcej nie mogły liczyć tak długo, jak żyła matka kochająca tylko pierwszą córkę. Przeczytaj również o tym, że polska królowa tak bardzo bała się męża, że zaszła w ciążę urojoną. Czy za karę kazał ją zamordować? Foto: Materiały prasowe Wielka Historia Aleksandra Zaprutko-Janicka — historyczka i pisarka. Autorka książek poświęconych zaradności polskich kobiet w najtrudniejszych okresach naszych dziejów. W 2015 roku wydała "Okupację od kuchni", a w 2017 – "Dwudziestolecie od kuchni". Napisała też "Piękno bez konserwantów" (2016). Obecnie jest dziennikarką Interii. Matka i trzy córki 2020-08-15 - Zofia – nazywana rzymską w kościołach Zachodu i Wschodu – to święta wdowa, męczennica za wiarę z czasu wielkich prześladow­ań w drugim wieku. Samotna matka wychowując­a trzy córki, którym nadała imiona o szczególny­m znaczeniu: Wiara, Nadzieja, Miłość. Iza Małysz na ślubie córki, Karoliny Małysz, miała aż trzy sukienki - bordową, granatową i zieloną! Na poprawiny przebrała się w pomarańczową kreację. Jak wyglądała mama panny młodej? Karolina Małysz wzięła ślub. Adam Małysz na Instagramie pokazał zdjęcia W tę sobotę odbył się głośny ślub! Karolina Małysz, córka Adama Małysza, wzięła ślub! 23-latka poślubiła Kamila Czyża. Panna młoda miała przepiękną suknię ślubną z rozkloszowanym, tiulowym dołem zaprojektowaną przez Patrycję Kujawę. Najpierw zdjęciem ze ślubu pochwaliła się na Instagramie szczęśliwa mama panny młodej, Iza Małysz. No to już OFICJALNIE mam też SYNA ..!! - napisała. Później zdjęcia z imprezy pokazała też Justyna Żyła, która na weselu córki swojego kuzyna bawiła się z nowym partnerem. W poniedziałek popołudniu zdjęcie ze ślubu córki dodał na Instagram także szczęśliwy tata panny młodej, Adam Małysz! Wszyscy już dodali, a ja oficjalnie pochwalę się dopiero dziś. Chciałem przeżyć ten weekend na spokojnie i radośnie ! To były dwa przepiękne dni :) - napisał. #wesele#slub#corka#zona#maz#malzenstwo#impreza#imprezaweselna#pannamloda#panmlody#wedding#bride#wife#husband#daughter#dancing#weddingceremony#beautiful#beautifuldaughter - napisał na Instagramie. Jak Iza Małysz wyglądała na ślubie córki? A jak wyglądała na ślubie córki mama panny młodej? Iza Małysz miała na sobie aż trzy sukienki na wesele! Mama panny młodej na początek wesela założyła długą granatową suknię. W niej wyglądała bardzo elegancko. Potem przebrała się w zieloną sukienkę z błyszczącego materiału. Kreacja odsłaniała ramiona i miała asymetryczny krój - krótszy z przodu, dłuższy z tyłu. Ta sukienka była idealna do tańca, a Iza Małysz prezentowała się w niej elegancko i seksownie zarazem. Na zdjęciu, które dodała na Instagram, pozuje w trzeciej bordowej mini sukience. Tak kreacja podkreśliła jej zgrabne nogi. Jak Iza Małysz wyglądała na poprawinach? Gdyby tego było mało, dzień później odbyły się poprawiny. Ten dzień Iza Małysz postanowiła połączyć z treningiem tanecznym! Na poprawiny przyjechał Stefano Terrazzino, z którym tańczy w aktualnie trwającej 12. edycji "Tańca z Gwiazdami"! Tego dnia Iza Małysz zaprezentowała się w czwartej kreacji! Miała na sobie pomarańczowy garnitur z miękkiego materiału. Która sukienka na wesele Izy Małysz podobała ci się najbardziej? Iza Małysz na ślubie córki miała trzy sukienki! Jak wyglądała mama panny młodej? Zobacz zdjęcia! Źródło: AKPA Zobacz galerię 18 zdjęć 1. Matka nie lubiła młodszej córki. 2. Matka była niedobra. 3. Córka była niedobra. 4.Młodsza córka zsotała królewną. Była matka i dwie córki. Młodsza była dobra a starsza zła. Pewnego dnia młodzsa spotkała pewna staruszke i nalała ej wody do dzbanuszka. Gdy wróciła do domu miał dużo pieniędzy. Jakiś czas temu udostępniłam na naszym FB, krótką informację na temat tego, że nowe badania zdają się sugerować, że płeć potomstwa może mieć jakiś związek z ciśnieniem matuli przed zajściem w ciążę – matki córek miały bowiem przed ciążą niższe ciśnienie niż matki synów (nie przekładajcie tego od razu na siebie, pamiętajcie, że tam statystyka i regularne badania ciśnienia odchodziły). Wpis ten cieszył się sporą popularnością i wzbudził mocne poruszenie. Wcale się temu nie dziwię, bo jest jakaś presja społeczna na spłodzenie potomstwa płci obojga – wszak każdy kto oczekuje na drugiego potomka słyszy od postronnych życzenia parki, bo jak parki nie ma to lud nie wie co powiedzieć. Wiem o tym doskonale, bo: samej zdarzyło mi się być w ciąży mój biedny tata niemalże kondolencje od kumpli z pracy dostawał gdy poinformował, że urodziłam się – ja – trzecia z kolei córka. Co zatem decyduje o tym jakiej płci będzie dziecię? Oczywistym jest, że zestaw genetyczny niesiony przez ojcowskiego plemnika, niemniej sprawdźmy czy naukowcom udało się wymyślić coś jeszcze ciekawego. Zacznijmy od tego co wiedzą chyba wszyscy – tak się bowiem składa, że generalnie chłopcząt rodzi się więcej niż dziewcząt, bowiem na około 105-106 narodzin chłopięcych przypada 100 narodzin dziewczyńskich, co jak sugeruje jedna z hipotez może wynikać z tego, że chłopcy są w okresie pre- i postnatalnym obarczeni nieco większym ryzykiem zgonu niż dziewczynki, a zatem większa ilość narodzin chłopięcych, może stanowić przejaw mechanizmu gwarantującego to że później w okresie rozpłodowym będzie plus minus po równo mężczyzn i kobiet. Co jednak może korelować z prawdopodobieństwem urodzenia syna lub córki? Cóż… kiedyś natrafiłam na informację, że w XVIII wieku we Francji uważano ponoć, że dziewczynki pochodzą z lewego jądra, a chłopcy z prawego, więc dla potrzeb spłodzenia syna należało jakoś zablokować sobie lewe jądro… Tego typu mniej lub bardziej wesołych koncepcji pojawiło się zresztą na przestrzeni wieków znacznie więcej – całe zatem szczęście, że dziś mamy naukowców i ich… równie wesołe pomysły, dzięki którym mogę was teraz zaprosić na przegląd fascynujących, acz chwilami wyjątkowo dziwacznych ciekawostek na ten temat. I tak oto – badanie, które polegało na przeanalizowaniu drzew genealogicznych sięgających 1600 roku i obejmujących 556 397 członków niemalże 1000 rodzin z Europy i Ameryki Północnej wykazało, że jest większe prawdopodobieństwo, że mężczyzna będzie miał syna jeśli ma braci i córkę jeśli ma siostry. U kobiet nie zauważono natomiast żadnej zależności pomiędzy posiadaniem braci lub sióstr, a prawdopodobieństwem rodzenia dzieci określonej płci. Co więcej autorzy tej pracy pokusili się także o próby wyjaśnienia fenomenu powojennego – po wojnach często obserwuje się bowiem zwiększenie ilości narodzin chłopięcych. Według nich może to być to związane częściowo z tym, że w rodzinach z tendencjami do płodzenia synów istniała większa szansa na to, że przynajmniej część z licznej gromady braci wróci z frontu i odda się aktom radosnego przekazywania tejże tendencji dalej w populację. Tymczasem w rodzinach w których dominują córki prawdopodobieństwo, że jedyny syn wróci z frontu było po prostu mniejsze, więc mężczyźni z tendencjami do płodzenia synów zaczynali dominować w populacji. Czy w tej hipotezie leży ziarno prawdy – nie wiemy – ale na pewno jest ona interesująca. Z synami związana jest zresztą jeszcze jedna bardzo ciekawa koncepcja bowiem w badaniu w którym analizowano płeć 1 403 021 dzieci urodzonych 700 030 duńskim parom zasugerowano, że rodzicom którzy powitali na świecie jako pierwszego i/lub drugiego syna nieznacznie, bo nieznacznie, ale jednak zwiększa się prawdopodobieństwo, że kolejny potomek również będzie płci męskiej. Co więcej z każdym kolejnym potomkiem płci męskiej prawdopodobieństwo to nadal nieznacznie rosło i tak po 2 synach prawdopodobieństwo, że kolejny też będzie miał przyrodzenie wynosiło 51,6%, po trzech 52,4%, a po czterech 54,2% . U par którym urodziły się córki – tego typu zależności nie obserwowano. Innymi słowy jest maciupeńka szansa, że jeśli już zaczęliście mieć synów to synów mieć będziecie, ale pamiętajcie też, że tutaj bazowano na monstrualnej liczbie danych (prawie półtora miliona dzieciorów!) i choć efekt był istotny statystycznie to jednak był dla tej monstrualnej grupy niewielki, w związku z czym jeśli marzycie o córce – nie rezygnujcie z marzeń, bo w skali waszej małej rodziny prawdopodobieństwo spłodzenia córki nadal jest bliskie 50:50. Dodatkowo wasz wiek też może mieć jakieś znaczenie – zauważono bowiem, że nastoletnim rodzicom częściej rodzą się synowie (53%), natomiast rodzice powyżej 40 roku życia częściej miewają córki – jedynie 35% dzieci urodzonych dojrzałym rodzicom to chłopcy. Muszę jednak nadmienić, że tutaj analizowano wyłącznie płeć pierworodnych dzieciąt – kolejnorodne jak to zwykle w ich życiu bywa – zostały olane więc nie wiemy jak to z nimi jest, być może tak samo, a być może inaczej. Skąd jednak wynika taka nagła drastyczna różnica w proporcji płci u starszych świeżo upieczonych rodziców? Ano w sumie to nie wiadomo, acz jedna z kilku hipotez krąży wokół tego o czym wspomniałam wcześniej, czyli jest możliwe, że płody płci męskiej są bardziej wrażliwe i trudniej im zmierzyć się chociażby z drobnymi zmianami w DNA powodowanymi wiekiem obojga rodziców albo nie-tak-do-końca-tryskającym-zdrowiem organizmem dojrzałej matki znanej też jako rycząca czterdziestka, która jakby nie patrzeć zwykle nie dorównuje poziomem witalności nastolatce czy dwudziestolatce. Mamy też sporo danych sugerujących, że po wydarzeniach mocno stresujących i traumatyzujących, czyli np. trzęsieniach ziemi, kataklizmach (w tym także takich jak wielki smog londyński), atakach terrorystycznych, kryzysach ekonomicznych lub okresach głodu na świat przychodzi więcej dziewcząt. Przy czym tutaj mechanizm również jest kwestią nie do końca wyjaśnioną i zapewne złożoną – wiemy bowiem, że po jednym z japońskich trzęsień ziemi zaobserwowano zmniejszenie ruchliwości plemników u mężczyzn którzy kataklizm przeżyli, co samo w sobie może wpływać na zmianę w normalnej proporcji pomiędzy płciami. Tym niemniej organizm kobiety i jego reakcja na stres też nie pozostają bez znaczenia bowiem zaobserwowano chociażby to, że kobiety, które mają pracę serwującą notoryczny i wysoki poziom stresu częściej rodzą dziewczynki. W przypadku zaś okresów głodu, być może daje o sobie znać jakiś hipotetyczny mechanizm preferujący dziewczynki ze względu na to, że teoretycznie wychowanie potomka płci męskiej do okresu w którym będzie mógł rozsiać nasze geny dalej wymaga większych zasobów i nakładów niźli wychowanie potomkini. To zresztą mogłoby się, przynajmniej częściowo pokrywać z badaniami na temat diety matki, a płci dziecka – matule (zdrowe nieotyłe pierworódki) które przed zajściem w ciąże miały diety wysokoenergetyczne nieco częściej miały synów, zaś te które miały diety o niskiej kaloryczności nieco częściej rodziły córki i choć to badanie wzbudziło sporo kontrowersji to podobne obserwacje pochodzą również ze świata zwierząt – gdzie dobrze odżywione samice częściej miewają potomków płci męskiej, zaś te nieco gorzej płci żeńskiej. Inna sprawa, że niektóre badania zasugerowały także to, że kobiety, których dieta jest bogata w potas częściej mają synów, zaś kobiety których dieta jest bogata w wapń i magnez – córki. Było nawet takie badanie w którym udział wzięło 21 kobiet pragnących córki, którym to badacze wręczyli zestawy do rozpoznawania owulacji, zakazali oddawaniu się uciechom cielesnym przez 2 dni przed owulacją i nakazali jeść rzeczągwy bogate w wapń i magnez i niebogate w sód i potas przez 9 tygodni przez próbą zajścia w ciąże. 16 z tych kobiet urodziło córki, więc teoretycznie metoda zadziałała, ale jest to naprawdę niewielka grupa badawcza więc nie ma się co ekscytować, zwłaszcza, że w innych badaniach tego nie powtórzono. Także lepiej chyba po prostu jeść to co się lubi bez sprawdzania ile ma potasu i z radością oddawać się aktom prokreacji… Zwłaszcza, że żeby sprawę jeszcze bardziej skomplikować to włoskie badania sugerują, że jest zależność pomiędzy miesiącem zapłodnienia a płcią dziecka – z większym prawdopodobieństwem spłodzenia chłopca pomiędzy wrześniem a listopadem i dziewczynki między marcem a majem. Jako matka syna mającego początki we wrześniu i córki z początkami w maju pozdrawiam serdecznie autorów tejże pracy. Z innych ciekawych rzeczy z płcią dziecka w badaniach koreluje także: – stanowisko i zawód ojca – mężczyźni na stanowiskach managerskich i w zawodach związanych z inżynierią częściej miewają synów – szerokością geograficzną – im dalej od równika tym trudniej o córkę – różnica jest minimalna, równa dziesiątym procenta, ale istotna statystycznie – atrakcyjnością fizyczną – atrakcyjne pary nieco częściej miewają córki – środowiskiem – w okolicach narażonych na duże dawki promieniowania lub skażenia chemiczne częściej rodzą się dziewczynki Pamiętajcie jednak, że w zasadzie we wszystkich wyżej wymienionych badaniach różnice były naprawdę minimalne sięgające od dziesiątych części procenta do maksymalnie kilku procent. Pamiętajcie też, że w większości przypadków dysponujemy li tylko jednym badaniem sprawdzającym daną korelację więc nie możemy niczego powiedzieć na pewno – hipotez i domysłów jest sporo, pomysłów jeszcze więcej, ale pewników brak. Nie zmienia to jednak faktu, że uzyskane dotychczas wynik mogą sugerować, że wbrew pozorom nie tylko „ślepy traf” decyduje o płci naszej latorośli. Być może macza w tym paluszki taka mnogość innych czynników, że ich wypadkowa jest póki co trudna do przewidzenia, zatem wszelkie magiczne sposoby na spłodzenie dziewczynki albo chłopca należy traktować bardzo z dystansem – no chyba, że bardzo wam zależy na dziewczynce to przenieście się w okolice o dużym skażeniu promieniowaniem, znajdźcie partnera, który ma 7 sióstr i nie jest managerem, bądźcie piękni, ale nie bądźcie młodzi, najlepiej niech matka się dużo stresuje, ale ma niskie ciśnienie, nie przejada, ale je dużo… magnezu i wapnia, a mało potasu, a ojciec dla pewności niech podwiąże prawy nasieniowód – wszak nigdy nie wiadomo czy Francuzi nie mieli racji, ewentualnie jeśli drastyczne metody wam obce to można też sięgnąć do Greków którzy podobno uważali, że jeśli mężczyzna w trakcie sami-wiecie-czego leży na lewym boku to bardziej prawdopodobne jest, że spłodzi córkę, a no i dla pewności teraz wybierzcie się do sypialni, bo wiecie – marzec-maj, potem będzie trudniej! Proste? Proste! Niezależnie jednak od mojego nabijania się, muszę przyznać, że dla mnie podróż przez te wszystkie dane była ogromnie fascynująca i sprawiła mi mnóstwo czystej, niczym nieskrępowanej frajdy z czytania o korelacjach o jakich fizjologom się nie śniło! Mam ogromną nadzieję, że wam również. Źródła dodam jutro, bo teraz muszę obiad zrobić 😛 Matka jest trzy razy starsza od córki. Za 5 lat będą miały razem 66 lat. Ile lat miała każda z nich cztery lat… Natychmiastowa odpowiedź na Twoje pytanie. 30. stycznia 2022 Zaginiona córka: Połączenie rodzin w Polsce Musiało upłynąć prawie 80 lat, aby się poznały: 79-letnia Maria z Polski do niedawna nie wiedziała, że ma rodzeństwo w Niemczech. Z kolei jej młodsza o trzy lata siostra Ursula wyrosła na wspomnieniach matki o Marii, która od dawna szukała zaginionej córki i całe życie za nią tęskniła. Dzięki badaniom polskiego historyka i wsparciu Arolsen Archives, siostry mogły się po raz pierwszy spotkać „wirtualnie”. Przed ekranami siedzą Maria i Ursula ze swoimi bliskimi. Dzieli je kilkaset kilometrów. I sprawy techniczne. Ktoś musi pomóc w połączeniu, ustawić kamerkę, włączyć dźwięk. Żeby siostry, które widzą się po raz pierwszy w życiu, mogły się sobie jak najlepiej przyglądnąć. Czy są podobne? Gertrud musiała uciekać bez córki Młodsza Ursula mieszka w Niemczech. Swoją siostrę Marię zna tylko z fotografii w torebce mamy Gertrud Koch. Maria jest dziś bardzo podobna do swojej matki, Urszula od razu to rozpoznaje. „Moja Brigittilein” – tak Gertrud mówiła o swojej pierwszej córce, ponieważ Maria urodziła się jako Brigitte Koch 7 grudnia 1942 roku w Breslau. Gertrud straciła Brigitte z oczu pod koniec 1944 roku w wyniku wybuchu bomby i wkrótce potem musiała uciekać. Mimo intensywnych poszukiwań nigdy nie odnalazła córki. Gertrud przez lata szukała zaginionej córki: apel w gazecie (ok. 1950 r.) ze zdjęciem Brigitte w dolnym rzędzie po lewej stronie (w ramce). Brigitte stała się Marią Brigitte trafiła do sierocińca, a później została adoptowana przez polskie małżeństwo. Tak stała się Marią. Adopcyjny ojciec Marii, prawnik, na krótko przed adopcją zmienił jej dane na „Brigida Widiger”, aby zatrzeć wszelkie ślady jej pochodzenia. Kiedy Maria skończyła 18 lat, rodzice powiedzieli jej, że jest adoptowana. Ojciec zaznaczył jednak: „Nie szukaj informacji, bo nic nie znajdziesz”. Pasjonat historii bada sprawę tajemniczego sierocińca To, że Marii udało się w końcu odkryć swoją prawdziwą tożsamość, jest również zasługą lokalnego pasjonata historii Dariusza Giemzy z Polski, który od dawna bada tajemniczą historię byłego domu dziecka w jego rodzinnych Dusznikach Zdroju (dawniej: Bad Reinerz, Śląsk). Tam przez kilka lat przebywała Maria. Dariusz zebrał wiele informacji i dokumentów, aby wydobyć na światło dzienne prawdziwe pochodzenie dzieci z domu. »Poznanie historii tych dzieci stało się dla mnie wyzwaniem. Tajemnice i zagadki oraz ich odkrywanie prowadziły mnie przez te lata do niesłychanych odkryć. Były to ciężkie lata pracy, nieprzespane noce i przedzieranie się przez dziesiątki archiwów.« Maria, zdjęcie z około 1948 r (Fot. archiwum prywatne) Dawny sierociniec w Dusznikach Zdroju. (Fot. archiwum prywatne) Fałszywe tożsamości Dom Dziecka Sióstr Notre Dame w Bad Reinerz (Duszniki Zdrój) na Śląsku przyjął pod koniec wojny w 1945 r. niemieckie dzieci z bombardowanych miast, głównie z Wrocławia. Mieszkały tu również dzieci polskich matek, sprowadzonych w te okolice przez niemieckich nazistów jako robotnice przymusowe. Większość dzieci opuściła dom w 1948 r. z nowymi nazwiskami i tożsamością. Część z nich została adoptowana przez polskie rodziny. Nowe informacje o biologicznej matce Córka Marii przeczytała w gazecie artykuł o badaniach Dariusza i skontaktowała się z nim, mając nadzieję, że może on będzie wiedział coś o pochodzeniu jej matki. Wspólnie odkryli, że „Brigida Widiger” i „Brigitte Koch” muszą być tą samą osobą – zgadzała się nawet data urodzenia. Dariusz dowiedział się, że biologiczna matka Marii, Gertruda Koch, uciekła do Bawarii. W grudniu 2020 roku Maria i Dariusz zwrócili się do Arolsen Archives w poszukiwaniu informacji o Gertrudzie. » Z pomocą władz sfałszowano moje dane osobowe i wystawiono dla mnie nowe dokumenty. Szukała mnie moja prawdziwa matka Gertrud Koch. Ale sama nie mogłam uzyskać żadnych informacji, ponieważ nie mam zaświadczenia o adopcji. « Z wniosku Marii wysłanego do Arolsen Archives Arolsen Archives znalazły młodszą siostrę Ponieważ praca Arolsen Archives koncentruje się na ofiarach prześladowań hitlerowskich, w naszych zbiorach znajduje się niewiele informacji o Niemcach z terenów dzisiejszej Polski. Niemniej jednak znaleźliśmy ważny dokument, który pozwolił naszemu zespołowi rozpocząć poszukiwania: na liście dzieci, które przebywały w domu dziecka w Dusznikach Zdroju w latach 1945/1946, wymieniona jest Brigitte – i ówczesny adres Getrud w Bawarii. Udało nam się więc za pośrednictwem władz niemieckich odnaleźć jej drugą córkę, młodszą siostrę Marii, Ursulę. Maria i Ursula zaczęły pisać i dzwonić do naszego zespołu poszukiwawczego. Przesłały zdjęcia i podzieliły się swoimi historiami i wspomnieniami. W końcu nawiązały ze sobą bezpośredni kontakt i zaaranżowały pierwsze spotkanie w formie wideokonferencji. „Moja mama zawsze tęskniła za Brigitte“ Urszula wychowała się na wspomnieniach matki o "Brigittilein". Nie przypuszczała, że pewnego dnia spotka zaginioną starszą siostrę. Zapytaliśmy ją, co matka powiedziała jej o Brigitte/Marii i jakie to uczucie, gdy tajemnica zaginionej siostry zostaje w końcu rozwiązana. Co będzie dalej? Za Marią, Urszulą i ich rodzinami ekscytujący rok. Z nowych kontaktów cieszą się również ich dzieci, siostrzenice, bratankowie i przyjaciele. Już teraz planują spotkanie na żywo. Możliwe, że odbędzie się w Polsce wiosną 2022 roku. Być może siostry spotkają się nawet we Wrocławiu (dawniej: Breslau) w domu, w którym Brigitte mieszkała ze swoją matką Gertrud i dziadkiem. Maria (w środku) odwiedziła swój dawny sierociniec w 2021 r. wraz z córką (3. od prawej), synem (2. od prawej) i Dariuszem Giemzą (z prawej), aby dowiedzieć się więcej o jej historii. Została przyjęta przez burmistrza Dusznik Zdroju i jego żonę (z lewej). Dariusz Giemza pozostaje z nimi w kontakcie. Cieszy się, że wraz z Arolsen Archives udało mu się rozwiązać kolejną rodzinną zagadkę związaną z sierocińcem w jego rodzinnym mieście. I jeszcze wiele losów czeka na wyjaśnienie: Na liście Dariusza jest ponad 200 nazwisk dzieci o fałszywych tożsamościach. Będziemy kontynuować poszukiwania! 42-latek - mąż 29-letniej kobiety i ojciec dwóch dziewczynek, których ciała znaleziono w domu w Puszczykowie pod Poznaniem - usłyszał trzy zarzuty zabójstwa w zamiarze bezpośrednim. Nie całujcie małego dziecka w usta! Taki apel wraz ze zdjęciami zarażonej córeczki zamieściła w internecie młoda mama. To bardzo ważne, żeby o tym pamiętać, gdyż wirus opryszczki u dzieci może być śmiertelnym zagrożeniem. Części z nich nie udaje się uratować mimo zastosowanego leczenia. Zobacz film: "Rodzicie myśleli, że to ugryzienie komara. Okazło się, że dziewczynka choruje na białaczkę" spis treści 1. Opryszczka - "pocałunek śmierci" 2. Opryszczka wargowa i opryszczka narządów płciowych u dzieci 1. Opryszczka - "pocałunek śmierci" Leah Green udostępniła w mediach społecznościowych zdjęcia swojej córeczki. Usta dziewczynki były pokryte pęcherzami i ranami. Jej córka została pocałowana w usta (Facebook) Kobieta ostrzega, że za taki stan rzeczy odpowiedzialny był wirus opryszczki. Jej córeczka miała 21 miesięcy, kiedy została pocałowana w usta przez osobę dorosłą. Po jakimś czasie na wardze dziewczynki pojawiły się dwie małe plamki, a temperatura ciała wzrosła do 39 stopni Celsjusza. Minęło kilka godzin i plamy były widoczne na całej twarzy dziewczynki. - Najmniejszy dotyk powodował krwawienie ran. Moja córeczka nie mogła jeść ani pić, co powodowało utratę wagi i odwodnienie. Bardzo cierpiała - wspomina mama malucha. Opryszczka u dzieci (Facebook) Leah udała się z córką do lekarza, który przepisał dziewczynce krem na przebarwienia na ustach. Stwierdził, że kobieta musi czekać i obserwować czy stan dziecka się nie pogarsza. - Patrzenie na ból dziecka jest przerażające. To były bardzo, bardzo długie trzy tygodnie. Mam nadzieję, że mój post i udostępnione zdjęcia zwiększą świadomość. Proszę, nie całuj ani nie pozwól nikomu całować swoich dzieci - apeluje kobieta. Post Leah został polubiony prawie 20 000 razy, a setki osób podzieliło się podobnymi doświadczeniami: "To straszne. Mój siostrzeniec trafił do szpitala z tego samego powodu, kiedy był dzieckiem. Nie bagatelizujmy opryszczki", "Mój synek też miał opryszczkę. Myślimy, że zaraził się w przedszkolu", "To było przerażające. Pamiętam, jak moja córeczka przez to przechodziła". Mama ostrzega rodziców (Facebook) 2. Opryszczka wargowa i opryszczka narządów płciowych u dzieci Do zakażenia opryszczką mogą prowadzić dwa blisko spokrewnione ze sobą wirusy: HSV-1 i HSV-2. Pierwszy z nich zwykle powoduje opryszczkę w górnej części ciała (wargi i jama ustna), drugi atakuje przede wszystkim narządy płciowe. Opryszczka u dzieci może być śmiertelnym zagrożeniem. U noworodków, których system odpornościowy nie jest w pełni rozwinięty, wirus atakuje jednocześnie zarówno tkanki, jak i narządy organizmu. Chociaż przypadki takie jak ten zdarzają się niezwykle rzadko, mogą być bardzo niebezpieczne. Jeśli zauważysz jakiekolwiek niepokojące objawy - natychmiast udaj się na konsultację do lekarza. Wirus HSV-1 rozprzestrzenia się bardzo szybko. Kiedy wirus zaatakuje narządy wewnętrzne dziecka, choroba może mieć dramatyczny przebieg. Prawie jedna trzecia noworodków zarażonych wirusem opryszczki umiera, mimo zastosowanego leczenia. Aby dodatkowo uchronić malucha przed wirusem, należy pamiętać o przestrzeganiu zasad higieny. Nie wolno oblizywać smoczków, karmić używanymi przez inne osoby sztućcami. Należy też myć ręce przed np. zmianą pieluchy czy smarowaniem dziecka kremem lub maścią. Jeśli któryś z domowników ma opryszczkę, powinien bezwzględnie unikać kontaktu z dzieckiem. Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez Rekomendowane przez naszych ekspertów polecamy Michelle "Shelly" Knotek po zawarciu ugody miała spędzić za kratami 17 lat, ale sędzia podwyższył wyrok do 22 lat. Wyszła po osiemnastu – w listopadzie 2022 r. Jak pisze autor książki "Nikomu ani słowa", "córki boją się, że matka nadal jest skrajnie niebezpieczna". Aby uzdrowić relacje matka-córka, konieczne jest zidentyfikowanie wszelkich toksycznych wzorców zachowań. To pierwszy krok do naprawy Waszej którą zbudowałaś z matką, jest prawdopodobnie najważniejsza w Twoim życiu. Jednak w relacji matka-córka emocje nie zawsze są pozytywne i konstruktywne. W wielu przypadkach mogą pojawić się pewne cechy, które ujawniają istnienie toksycznych się tego typu zachowań może wpłynąć na Twoje poczucie bezpieczeństwa i poczucie własnej wartości jako córki. Może to także pozostawić uszczerbek w twojej samoocenie. W poniższym artykule zamierzamy zbadać dziesięć toksycznych wzorców w relacji matka-córka, postaramy się zidentyfikować ich główne cechy i przedstawimy kilka wskazówek, jak przywrócić więź lub przynajmniej uleczyć rany i wszystkie interakcje między matką a córką są różne, a wszelkie konflikty między nimi są na ogół normalne. Jednak obecność następujących wzorców w relacji i przesadne występowanie jednego lub więcej z nich może być sygnałem ostrzegawczym, zachęcającym do przyjrzenia się temu, którą jako córka zbudowałaś ze swoją matką. Co więcej, może to uleczyć Wasz związek, jeśli to konieczne, z korzyścią dla was PogardaPojawia się, gdy Twoja matka gardzi lub umniejsza wszystkiemu, co robisz. Posiadanie takiej matki sprawia, że czujesz się nieważna i ciągle wątpisz we własne z kolei może wzbudzić w Tobie przekonanie, że nic, co zrobisz, nigdy nie wystarczy, by zadowolić Twoją mamę. Może to prowadzić do nieudanego poszukiwania miłości i NarcyzmJest to głęboko powiązane z poprzednią cechą – posiadanie matki-narcyza może również generować toksyczne wzorce w Twoim typ matki może postrzegać Cię jako projekcję siebie, jako przedłużenie własnego życia. Może to zmotywować ją do podważenia Twojej tożsamości i utrudnienia wewnętrznego rozwoju. Próba uczynienia Cię idealną wersją siebie może poważnie zaszkodzić Twojej Wasza relacja będzie skoncentrowana na matce. Innymi słowy, będzie ignorować Twoje emocje i starać się być w centrum KonkurencyjnośćInną problematyczną cechą tych relacji jest obecność uczucia zazdrości i zawiści u matki. Generuje to zachowania konkurencyjne, które mogą wpłynąć na Twoją pewność rodzaju matka postrzega Cię jako zagrożenie lub rywalkę, którą trzeba pokonać. W związku z tym może podejmować działania, takie jak sabotowanie Cię w Twoich związkach lub pracy oraz umniejszanie Ci w miejscach InwazyjnośćZ drugiej strony, posiadanie matki, która jest inwazyjna i nie szanuje Twoich granic często prowadzi do powstania toksycznej więzi. Zachowania, takie jak czytanie osobistego dziennika i naruszanie prywatności, to niektóre przykłady tej cechy. W takich przypadkach zwykle wpływa to na zaufanie i szacunek między Zbyt duża kontrolaInny toksyczny wzorzec pojawia się, gdy Twoja mama zbytnio Cię kontroluje i ma poważne trudności z rozpoznaniem Twojej wartości jako niezależnej i wolnej pretekstem troszczenia się o Ciebie i robienia wszystkiego „dla Twojego dobra”, ten rodzaj rodzica nie pozwala Ci podejmować decyzji ani bronić siebie jako jednostki. To kończy się tłumaczeniem braku zaufania do Ciebie. Na dłuższą metę może to wywołać poczucie niepewności i utratę pewności AmbiwalencjaMatka, która tworzy z Tobą ambiwalentną i niejednoznaczną więź, może również mieć negatywny wpływ na Waszą relację. Tego rodzaju matka ma tendencję do bycia pasywno-agresywną w komunikacji. W niektóre dni może być kochająca i troskliwa, a w inne jest obojętna lub okrutna. Ten rodzaj traktowania generuje w Tobie niepewność i niestabilność Emocjonalny dystansInną formą toksycznej więzi jest sytuacja, w której Twoja matka nie okazuje Ci uczuć ani żadnej sympatii. Innymi słowy, nie ma między Wami kontaktu fizycznego, takiego jak pieszczoty czy uściski, nie ma nawet żadnych czułych słów czy wyraźnych sygnałów to emocjonalne rozłączenie, które może wywołać konsekwencje w Twoim dorosłym życiu. Na przykład możesz doświadczyć problemów w nawiązywaniu kontaktów emocjonalnych z innymi ludźmi lub wręcz przeciwnie, odczuwasz nadmierną zależność ZależnośćNegatywna więź może powstać również wtedy, gdy Twoja matka jest nadmiernie od Ciebie zależna. W takim przypadku zostaniesz jej opiekunem, nawet od najmłodszych niszczy relacje między Wami, ponieważ role się odwracają i stajecie się przeciążone zadaniami opiekuńczymi. Zjawisko to często występuje u młodych, wielodzietnych matek i starszej Szantaż emocjonalnyInną formą zależności jest ta emocjonalna. Może to również stać się szkodliwą cechą Waszej tej sytuacji Twoja matka obarcza Cię pełną odpowiedzialnością za własne szczęście i smutek. Mają miejsce nieustanne wyrzuty i manipulacje. Twoja rodzicielka zazwyczaj wtedy narzeka, że dla macierzyństwa musiała poświęcić własną młodość i AutorytarnośćWreszcie nadmiernie autorytarna matka również stworzy szkodliwą relację. Na przykład, jeśli ma obsesję na punkcie tradycyjnych ról płciowych i oczekuje, że zachowasz postawę uległości przypisywaną historycznie kobietom. Może również wykazywać nieprzejednane lub gwałtowne zachowania, jeśli odważysz się jej nie rodzaj więzi oznacza, że dorastasz w relacji uległości i masz tendencję do buntu wobec przywrócić relację matka-córka?Na koniec nie zapominaj, że żadna matka nie jest idealna i wszyscy popełniają błędy. Jednak ważne jest, abyś mogła zidentyfikować tego rodzaju toksyczne wzorce, aby móc naprawić Waszą więź. Co więcej, możesz uniknąć ryzyka powtórzenia ich w przyszłości ze swoją staniesz się ofiarą jednego z tych wzorców toksycznego zachowania z matką, musisz zrozumieć, że jesteś teraz dorosła. Oznacza to, że możesz ustalać granice w swoich relacjach. Jest to fundamentalny krok w uzdrowieniu Waszej sytuacji. Oprócz tego konieczne jest również przezwyciężenie uległości dziecka i potwierdzenie swojej autonomii, aby mieć bardziej czułą więź, opartą na wzajemnej trosce i jednak potrzebna jest profesjonalna pomoc, aby skutecznie odbudować toksyczną relację matki z może Cię zainteresować ... Temida, inaczej zwana Temis była jednym z najstarszych bóstw. Jej ojcem było Niebo, a matką Ziemia, mężem zaś Dzeus (poślubiła go jako pierwsza, jeszcze przed Herą), z którym miała trzy córki: Eunomię - Praworządność, Dike – Sprawiedliwość oraz Eirene – Pokój. Pierwszą część reportażu pokazywaliśmy w Uwadze! w ubiegłym tygodniu. Całość można zobaczyć TUTAJ>>>> Wstrząsające opowieści Dwie kobiety opowiedziały nam wstrząsające relacje ich córek. Trzy dziewczynki w wieku 9, 11 i 14 lat miał wykorzystywać wujek dzieci, brat ich matek. Z opowieści dziewczynek wynika, że trwało to od lat. - Dzieci nie mówią o konkretnych datach, ale mówią, że działo się to od początku ich wizyt u wujka. Miały wtedy 5 i 7 lat – przyznaje matka dwóch córek. Siostry 38-latka nie mogą sobie wybaczyć, że wcześniej nie zauważyły sygnałów, świadczących o tym, że dzieje się coś złego. - Przyjdzie pewnie taki czas, że córka mi wykrzyczy ten żal i pytanie, gdzie wtedy byłam, co robiłam, kiedy mnie potrzebowała. Co mam jej odpowiedzieć? Że ufałam bratu? – ubolewa druga z matek. Obie kobiety zgodnie podkreślają, że brat od zawsze miał bardzo dobry kontakt z dziećmi. - Był uśmiechnięty, wesoły. Idealny kandydat na męża, na tatusia. Miał podejście do dzieci, umiał się z nimi bawić, zagadać. Piekli razem ciasto, pizze, skakali na trampolinie, organizował im wycieczki. Zawsze było fajnie, nigdy nic złego się nie działo – opowiada matka dwóch córek. Okazuje się, że wujek miał wykorzystywać prawie każdą okazję, gdy zostawał sam z dziećmi. Szczegóły tego, co mężczyzna robił ich córkom, kobiety poznały podczas badania ginekologicznego dziewczynek. „Dziewczynka zgłasza, że wujek wielokrotnie głaskał, dotykał miejsc intymnych, zdejmował jej spodnie i samemu rozpinał spodnie. Zdarzało się to i w dzień, i w nocy.” Brak reakcji organów ścigania Zdruzgotane opowieściami i wynikami badań ginekologicznych córek kobiety, pod koniec sierpnia zgłosiły sprawę na policję. Mijały tygodnie, a mężczyzna dalej był na wolności. - Policjanci od razu powiadomili prokuraturę. Według wytycznych prokuratury, sprawę przekazano do Jeleniej Góry – mówi nadkom. Kamil Rynkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Policjanci twierdzą, że sprawę skonsultowali z prokuraturą we Wrocławiu, ale ta nakazała ją przesłać do Jeleniej Góry. Dziewczynki mieszkają we Wrocławiu, do przestępstw dochodziło także w tym mieście, więc sprawa wróciła. Stracono tym samym wiele dni śledztwa. - Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia-Fabrycznej ze sprawą zaznajomiła się 11 września 2020, a 14 września zostało wszczęte śledztwo. Czynności w tej sprawie zostały wszczęte bezzwłocznie – twierdzi Justyna Pilarczyk z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Już po zgłoszeniu sprawy na policję, naszą kamerą zarejestrowaliśmy małe dzieci na posesji mężczyzny, które mogły być pod jego opieką. Było to dwóch małych chłopców i 13-letnia dziewczynka. - Myślę, że krzywdził także inne dzieci, nie tylko nasze. Dowiedziałam się o trzech innych osobach. Dziś są już dorosłe. To trwa od lat – mówi siostra podejrzanego. W ostatnich dniach na komisariat w Jeleniej Górze zgłosiła się pełnoletnia już kobieta i zeznała, że w przeszłości była molestowana przez tego mężczyznę. - Nie wiem, co robi brat, ale pozostaje na wolności. Z tego, co wiem od rodziny, nic sobie nie robi z tego, co się stało – mówi matka poszkodowanych dzieci. 38-letni kawaler Wujek dziewczynek to 38-letni kawaler, który mieszka razem z matką. Żyje z gospodarstwa, hoduje kilka krów i kury. Jak podkreśla rodzina, mężczyzna nigdy nie miał dziewczyny, uchodził za samotnika. Od kilku tygodni się ukrywa. Rodzina odnalazła we Wrocławiu jego samochód. - Słyszałam, że brat uciekł. Ukrywa się, nie wiadomo gdzie. To informacje od krewnych. Mówią, że uciekł do lasu, ale nie wiem, ile w tym prawdy. Miał dużo czasu na zastanowienie się, co zrobić – mówi jedna z sióstr. - Ze względu na dobro śledztwa i małoletnich nie mogę podać szczegółów śledztwa i taktyki śledczej – komentuje prokurator Justyna Pilarczyk. Dziewczynki i ich rodziny objęte są opieką psychologiczną. Po naszej interwencji, dziewczynki zostały przesłuchane w sądzie. Prokuratura deklaruje kolejne działania. - Musi zostać ukarany za to, co zrobił. Skrzywdził dzieci. Jak mógł? – kończy matka pokrzywdzonych dziewczynek. Wideo: Matka Morduje Swoje Trzy Córki, A Następnie Popełnia Samobójstwo. Wideo: Matka, bita przez córkę postanowiła zgłosić sprawę na policję [Szkoła odc. 639] 2023, Listopad. 2023 Autor: Steven Freeman | freeman@spanish-people.com. Ostatnio zmodyfikowany: 2023-07-31 01:05. Złowrogi przypadek kobiety ze stanu Michigan, która oOkt.
  • y113hc2nf1.pages.dev/1
  • y113hc2nf1.pages.dev/2
  • y113hc2nf1.pages.dev/38
  • y113hc2nf1.pages.dev/12
  • y113hc2nf1.pages.dev/16
  • y113hc2nf1.pages.dev/18
  • y113hc2nf1.pages.dev/70
  • y113hc2nf1.pages.dev/6
  • matka miała trzy córki